czwartek, 11 listopada 2010

rozmówki polsko-polskie.

Rzecz dzieje się w tramwaju.

Lekko podchmielony dres odbiera swój telefon komórkowy. ("No?")
Interlokutor po drugiej stronie najwidoczniej coś relacjonuje.
Dres niezwykle donośnym głosem daje wyraz swojemu niedowierzaniu. ("Pierdolisz?")
Interlokutor kontynuuje relację.
Dres najwyraźniej się niecierpliwi. ("Nooo?")
Interlokutor zdaje się podzielać zniecierpliwienie.
Zdolności percepcyjne dresa ewidentnie dogorywają, a robią to z hukiem na pół tramwaju. ("Pieeeerdolisz?")
Interlokutor kończy rozmowę.
Dres krótko, acz dźwięcznie wyraża swoją konsternację całym zajściem ("Ja pierdolę...")

Krótka rozmowa o miłości?

środa, 3 listopada 2010

wieczorne refleksje, cz. 1

Nadrabiam sobie ostatnio książkowe zaległości - stwierdziłem, że czas najwyższy przeczytać Kapuściński - non fiction Domosławskiego. No bo pozycja kontrowersyjna, a skoro kontrowersyjna to trendi, no i Suszi polecał, mądrze wygląda tomiszcze na półce i wogle tysiąc powodów. Ale tak sobie myślę - hm, właściwie to kiedy ja Kapuścińskiego ostatnio czytałem? Trzeba się wszak przygotować i jakąś bazę mieć, a nie tak z głupa biografię czytać. Odświeżam zatem, odnawiam, przypominam sobie, co i rusz natrafiając na fragmenty, które opisują co prawda inną rzeczywistość, inne czasy, inne miejsca i wydarzenia, ale mając mając współczesny wydźwięk okazują się opisywać zjawiska bardziej uniwersalne, niżby mogło się wydawać wziąwszy pod uwagę czas, miejsce i okoliczności wydarzeń.

Ot, pierwszy fragment, który mi się rzucił w oczy, z Szachinszacha:  
Najtrudniejsze: żyjąc w pałacu wyobrazić sobie inne życie. Na przykład - własne życie, ale bez pałacu, poza nim. Człowiek będzie miał zawsze trudności w przedstawieniu sobie takiej sytuacji. W końcu jednak znajdą się tacy, którzy zechcą mu w tym pomóc. Niestety, czasem przy tej okazji ginie wielu ludzi. Problem honoru w polityce. De Gaulle - człowiek honoru. Przegrał referendum, uporządkował biurko, opuścił pałac i nigdy do niego nie wrócił. Chciał rządzić pod warunkiem, że zaakceptuje go większość. W momencie, kiedy większość odmówiła mu uznania - odszedł. Ale ilu jest takich? Inni będą płakać, a nie ruszą się, zmęczą naród, a nie drgną. Wyrzuceni przez jedne drzwi wrócą drugimi, zrzuceni ze schodów, zaczną wczołgiwać się ponownie. Będą tłumaczyć się, płaszczyć, kłamać i kokietować - byle zostać, albo - byle wrócić. (...) Jakie to wszystko żałosne, jakie marne.


Zresztą, takich uniwersalnych cytatów odnoszących się do sposobu sprawowania władzy to na pęczki, z tego, co widzę, w Kapuścińskiego książkach. Ale i bardziej trywialne obserwacje okazują się aktualne i dziś; inny fragment, tym razem z Cesarza:
Teraz trzeba było z wytrwałością i determinacją tak manewrować w tłumie, tak się prześlizgiwać i przeciskać, tak dobijać i dopychać, aby coraz to podsuwać swoją twarz manewrując nią i manipulując w ten sposób, żeby spojrzenie cesarskie, nawet mimowolnie i bezwiednie, notowało, notowało i notowało. Następnie czekało się, że przyjdzie taki moment, kiedy cesarz pomyśli: zaraz, zaraz, twarz znana, a nazwiska nie znam. I, powiedzmy, spyta o nazwisko. Tylko o nazwisko, ale to wystarczy! Teraz twarz i nazwisko połączą się i powstanie osoba, gotowy kandydat do nominacji. Bo sama twarz - to anonim, samo nazwisko - to abstrakcja, a tu należy zmaterializować się i ukonkretnić, przybrać kształt, formę, zdobyć odrębność. 
Jako się rzekło, fragment może mniej wzniosły, ale przyziemna celność obserwacji zaskakuje mnie - dokładnie do tego sprowadzają się wszystkie plakaty, którymi teraz Kraków oblepiony. Jacek Majchrowski i jego charakterystyczna szczeciniasta buźka. Stanisław Kracik i jego nieodłączne, charakterystycznie dumne wąsy. Andrzej Duda i jego charakterystyczny brak elementów charakterystycznych. Parafrazując - cały plakat to gęba i nazwisko, reszta to zbieranie znaczków.