Dawno nie pisałem. Ale też i dawno takiego poranka nie miałem - wszyscy są jacyś źli, chodzą podkurwieni, warczą na siebie, plotą od rzeczy. Kurier-idiota nie umie rozróżnić "6B" od "68", Dubieniecki twierdzi, że cośtam "jest winą mediów, bo nie dopytały Jarosława Kaczyńskiego, co miał na myśli", kierowcy autobusów zamykają drzwi na wózkach osób niepełnosprawnych, przechodnie powarkują na siebie nawzajem.
Święta idą. Byle przetrzymać świat do wieczora.
środa, 22 grudnia 2010
czwartek, 11 listopada 2010
rozmówki polsko-polskie.
Rzecz dzieje się w tramwaju.
Lekko podchmielony dres odbiera swój telefon komórkowy. ("No?")
Interlokutor po drugiej stronie najwidoczniej coś relacjonuje.
Dres niezwykle donośnym głosem daje wyraz swojemu niedowierzaniu. ("Pierdolisz?")
Interlokutor kontynuuje relację.
Dres najwyraźniej się niecierpliwi. ("Nooo?")
Interlokutor zdaje się podzielać zniecierpliwienie.
Zdolności percepcyjne dresa ewidentnie dogorywają, a robią to z hukiem na pół tramwaju. ("Pieeeerdolisz?")
Interlokutor kończy rozmowę.
Dres krótko, acz dźwięcznie wyraża swoją konsternację całym zajściem ("Ja pierdolę...")
Krótka rozmowa o miłości?
Lekko podchmielony dres odbiera swój telefon komórkowy. ("No?")
Interlokutor po drugiej stronie najwidoczniej coś relacjonuje.
Dres niezwykle donośnym głosem daje wyraz swojemu niedowierzaniu. ("Pierdolisz?")
Interlokutor kontynuuje relację.
Dres najwyraźniej się niecierpliwi. ("Nooo?")
Interlokutor zdaje się podzielać zniecierpliwienie.
Zdolności percepcyjne dresa ewidentnie dogorywają, a robią to z hukiem na pół tramwaju. ("Pieeeerdolisz?")
Interlokutor kończy rozmowę.
Dres krótko, acz dźwięcznie wyraża swoją konsternację całym zajściem ("Ja pierdolę...")
Krótka rozmowa o miłości?
środa, 3 listopada 2010
wieczorne refleksje, cz. 1
Nadrabiam sobie ostatnio książkowe zaległości - stwierdziłem, że czas najwyższy przeczytać Kapuściński - non fiction Domosławskiego. No bo pozycja kontrowersyjna, a skoro kontrowersyjna to trendi, no i Suszi polecał, mądrze wygląda tomiszcze na półce i wogle tysiąc powodów. Ale tak sobie myślę - hm, właściwie to kiedy ja Kapuścińskiego ostatnio czytałem? Trzeba się wszak przygotować i jakąś bazę mieć, a nie tak z głupa biografię czytać. Odświeżam zatem, odnawiam, przypominam sobie, co i rusz natrafiając na fragmenty, które opisują co prawda inną rzeczywistość, inne czasy, inne miejsca i wydarzenia, ale mając mając współczesny wydźwięk okazują się opisywać zjawiska bardziej uniwersalne, niżby mogło się wydawać wziąwszy pod uwagę czas, miejsce i okoliczności wydarzeń.
Ot, pierwszy fragment, który mi się rzucił w oczy, z Szachinszacha:
Najtrudniejsze: żyjąc w pałacu wyobrazić sobie inne życie. Na przykład - własne życie, ale bez pałacu, poza nim. Człowiek będzie miał zawsze trudności w przedstawieniu sobie takiej sytuacji. W końcu jednak znajdą się tacy, którzy zechcą mu w tym pomóc. Niestety, czasem przy tej okazji ginie wielu ludzi. Problem honoru w polityce. De Gaulle - człowiek honoru. Przegrał referendum, uporządkował biurko, opuścił pałac i nigdy do niego nie wrócił. Chciał rządzić pod warunkiem, że zaakceptuje go większość. W momencie, kiedy większość odmówiła mu uznania - odszedł. Ale ilu jest takich? Inni będą płakać, a nie ruszą się, zmęczą naród, a nie drgną. Wyrzuceni przez jedne drzwi wrócą drugimi, zrzuceni ze schodów, zaczną wczołgiwać się ponownie. Będą tłumaczyć się, płaszczyć, kłamać i kokietować - byle zostać, albo - byle wrócić. (...) Jakie to wszystko żałosne, jakie marne.
Zresztą, takich uniwersalnych cytatów odnoszących się do sposobu sprawowania władzy to na pęczki, z tego, co widzę, w Kapuścińskiego książkach. Ale i bardziej trywialne obserwacje okazują się aktualne i dziś; inny fragment, tym razem z Cesarza:
Teraz trzeba było z wytrwałością i determinacją tak manewrować w tłumie, tak się prześlizgiwać i przeciskać, tak dobijać i dopychać, aby coraz to podsuwać swoją twarz manewrując nią i manipulując w ten sposób, żeby spojrzenie cesarskie, nawet mimowolnie i bezwiednie, notowało, notowało i notowało. Następnie czekało się, że przyjdzie taki moment, kiedy cesarz pomyśli: zaraz, zaraz, twarz znana, a nazwiska nie znam. I, powiedzmy, spyta o nazwisko. Tylko o nazwisko, ale to wystarczy! Teraz twarz i nazwisko połączą się i powstanie osoba, gotowy kandydat do nominacji. Bo sama twarz - to anonim, samo nazwisko - to abstrakcja, a tu należy zmaterializować się i ukonkretnić, przybrać kształt, formę, zdobyć odrębność.
Jako się rzekło, fragment może mniej wzniosły, ale przyziemna celność obserwacji zaskakuje mnie - dokładnie do tego sprowadzają się wszystkie plakaty, którymi teraz Kraków oblepiony. Jacek Majchrowski i jego charakterystyczna szczeciniasta buźka. Stanisław Kracik i jego nieodłączne, charakterystycznie dumne wąsy. Andrzej Duda i jego charakterystyczny brak elementów charakterystycznych. Parafrazując - cały plakat to gęba i nazwisko, reszta to zbieranie znaczków.
Ot, pierwszy fragment, który mi się rzucił w oczy, z Szachinszacha:
Najtrudniejsze: żyjąc w pałacu wyobrazić sobie inne życie. Na przykład - własne życie, ale bez pałacu, poza nim. Człowiek będzie miał zawsze trudności w przedstawieniu sobie takiej sytuacji. W końcu jednak znajdą się tacy, którzy zechcą mu w tym pomóc. Niestety, czasem przy tej okazji ginie wielu ludzi. Problem honoru w polityce. De Gaulle - człowiek honoru. Przegrał referendum, uporządkował biurko, opuścił pałac i nigdy do niego nie wrócił. Chciał rządzić pod warunkiem, że zaakceptuje go większość. W momencie, kiedy większość odmówiła mu uznania - odszedł. Ale ilu jest takich? Inni będą płakać, a nie ruszą się, zmęczą naród, a nie drgną. Wyrzuceni przez jedne drzwi wrócą drugimi, zrzuceni ze schodów, zaczną wczołgiwać się ponownie. Będą tłumaczyć się, płaszczyć, kłamać i kokietować - byle zostać, albo - byle wrócić. (...) Jakie to wszystko żałosne, jakie marne.
Zresztą, takich uniwersalnych cytatów odnoszących się do sposobu sprawowania władzy to na pęczki, z tego, co widzę, w Kapuścińskiego książkach. Ale i bardziej trywialne obserwacje okazują się aktualne i dziś; inny fragment, tym razem z Cesarza:
Teraz trzeba było z wytrwałością i determinacją tak manewrować w tłumie, tak się prześlizgiwać i przeciskać, tak dobijać i dopychać, aby coraz to podsuwać swoją twarz manewrując nią i manipulując w ten sposób, żeby spojrzenie cesarskie, nawet mimowolnie i bezwiednie, notowało, notowało i notowało. Następnie czekało się, że przyjdzie taki moment, kiedy cesarz pomyśli: zaraz, zaraz, twarz znana, a nazwiska nie znam. I, powiedzmy, spyta o nazwisko. Tylko o nazwisko, ale to wystarczy! Teraz twarz i nazwisko połączą się i powstanie osoba, gotowy kandydat do nominacji. Bo sama twarz - to anonim, samo nazwisko - to abstrakcja, a tu należy zmaterializować się i ukonkretnić, przybrać kształt, formę, zdobyć odrębność.
Jako się rzekło, fragment może mniej wzniosły, ale przyziemna celność obserwacji zaskakuje mnie - dokładnie do tego sprowadzają się wszystkie plakaty, którymi teraz Kraków oblepiony. Jacek Majchrowski i jego charakterystyczna szczeciniasta buźka. Stanisław Kracik i jego nieodłączne, charakterystycznie dumne wąsy. Andrzej Duda i jego charakterystyczny brak elementów charakterystycznych. Parafrazując - cały plakat to gęba i nazwisko, reszta to zbieranie znaczków.
czwartek, 28 października 2010
"a jednak", czyli o tym, czemu Majchra nie lubię.
Jak widać - choćbym się starał, nie ucieknę od politykowania. Miałem się nie żołądkować na Majchrowskiego, ale siakoś nie wyszło. Przylazłem do domu, włączyłem kompa, od razu zaatakował mnie artykuł o kolejnej fuszerce na stadionie Wisły, tym razem jaja z telebimem - klik. Natenczas onegdaj odczułem nagłą, a przemożną potrzebę brutalizacji języka. Także dlatego, że wczoraj pod Galerią Kazimierz zmroził mnie widok wielkiego telebimu (tak to się zwie?), na którym pojawiały się kolejne obrazki promujące sukcesy profesora Jacka. Już wtedy, parafrazując klasyka, czułem ogromną ochotę, by podjąć próbę ugryzienia kogoś ze złości w tyłek - z każdym kolejnym sukcesem większą, punktem krytycznym zaś był moment przedstawienia na telebimie stadionu Wisły jednego z sukcesów prezydenta. Zdjęcie ukazywało trybunę, nad którą do dziś dnia straszy pusty prostokąt ramy przygotowanej pod telebim - tej samej ramy, o której mowa w linkowanym artykule, przygotowanej pod ten sam telebim, który nam miasto - łaskawie, po bojach, znojach, petycjach i skargach - postanowiło jednak zafundować.
Swoją drogą, dorwałem jakiś czas temu darmową gazetkę, rozdawaną pod tytułem darmym (jak to zwykle bywa z darmowymi gazetkami) na światłach. O matko i córko, co tam było napisane. Miasto pięknieje w oczach, inwestorzy (ale tylko Dobrzy Inwestorzy, nie tacy jak ten wstrętny Guris od Ronda Mogilskiego) i turyści (ale tylko Trzeźwi i z Całą Pewnością nie ma wśród nich Brytyjczyków) się pchają drzwiami i oknami a prezydent Majchrowski prowadzi w sondażach. Czasem aż oczy bolą patrzeć, jak się przemęcza, dla naszego miasta, prezydent Majchrowski Jacek, naszego miasta Krakowa. Ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie - to wilki! Ciekaw jestem, kto gazetę sponsorował :)
Ciekawą też strategię obrał Majchrowski przed tymi wyborami - czego by nie powiedzieć, dużo inwestycji oddaje się właśnie teraz do użytku. Wspomniany już stadion Wisły (czołowy przykład nurtu brutalizmu w architekturze, z pierdyliardem niedoróbek, już teraz drogi jak pieron, a ukończony dopiero w połowie, otwarty już dwukrotnie, otwarcie trzecie w przyszłości), stadion Cracovii (to nic, że z niewykupioną działką tuż przed wejściem, krowy będą się miały gdzie paść), podziemia Rynku (w których dzień po otwarciu nic nie działało, a i teraz trzeba się spieszyć ze zwiedzaniem, bo ptaszki ćwierkają, że niedługo może tam niewiele zostać ze względu na skopaną izolację), fontanna na Rynku (podświetlony pleksiglas posklejany butaprenem), ulica Długa (zwana obecnie Aleją Słupów albo Aleją Wykolejeń), linia tramwajowa pod KSW (detal, że Kampus UJ się nie może doprosić o linię tramwajową od kilku lat, a w nie tak wielkim oddaleniu od KSW przebiega inna linia tramwajowa - wszak profesor Majchrowski jest jednym ze współzałożycieli KSW, więc im się należy. A przepraszam, Krakowską Akademią się to cudo teraz zwie. Ha, ciekawa analogia ze stadionami - obecny prezydent miasta kibicuje Cracovii i lubi sobie czasem zaśpiewać, że "nigdy nie zejdzie na psy"; stadion Cracovii zbudowany w rok, inwestycja po drugiej stronie Błoń ciągnie się i ciągnie i końca nie widać.).
A jeśli się nie oddaje, to się zaczyna budować - dzisiaj właśnie profesor uczestniczył w jakichś uroczystościach związanych z otwarciem vel rozpoczęciem kolejnego etapu budowy Centrum Kongresowego.
Jeśli do tego dodać kilka innych rzeczy, obraz prezydentury Majchrowskiego staje się naprawdę tragiczny. Paraliż komunikacyjny z 2007 roku, za który - jak mi się zdaje - do dzisiaj nikt nie poniósł konsekwencji. Koszmarne zaniedbania infrastruktury przeciwpowodziowej (prezydencie, może zamiast stawiać sobie po jednej tabliczce na każdy koniec kładki Bernatka, które informują, że był pan tam podczas otwarcia, warto postawić jedną tabliczkę na Bieżanowie informującą, że kiedy rzeczka Serafa wylewała sześciokrotnie podczas pańskiej kadencji, pana tam nie było?). Masakryczne późnienia przy przebudowie Ronda Ofiar Katynia. Kraków zadłużony na 2 mld zł, bardzo niska skuteczność przy pozyskiwaniu funduszy unijnych oraz ogromna hojność w stosunku do wykonawców (ot, chociażby stadion Wisły encore un fois). O takich prozaicznych sprawach jak korki w całym mieście, coraz bardziej powolnym MPK czy obskurnych budach na rynku, coraz częściej woniejących spalonym bekonem i karkówką, nie chce już mi się pisać.
O rany, zebrało się tego trochę. Naprawdę, naprawdę żywię ogromną nadzieję, że Majchrowski nie wygra wyborów prezydenckich.
Swoją drogą, dorwałem jakiś czas temu darmową gazetkę, rozdawaną pod tytułem darmym (jak to zwykle bywa z darmowymi gazetkami) na światłach. O matko i córko, co tam było napisane. Miasto pięknieje w oczach, inwestorzy (ale tylko Dobrzy Inwestorzy, nie tacy jak ten wstrętny Guris od Ronda Mogilskiego) i turyści (ale tylko Trzeźwi i z Całą Pewnością nie ma wśród nich Brytyjczyków) się pchają drzwiami i oknami a prezydent Majchrowski prowadzi w sondażach. Czasem aż oczy bolą patrzeć, jak się przemęcza, dla naszego miasta, prezydent Majchrowski Jacek, naszego miasta Krakowa. Ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie - to wilki! Ciekaw jestem, kto gazetę sponsorował :)
Ciekawą też strategię obrał Majchrowski przed tymi wyborami - czego by nie powiedzieć, dużo inwestycji oddaje się właśnie teraz do użytku. Wspomniany już stadion Wisły (czołowy przykład nurtu brutalizmu w architekturze, z pierdyliardem niedoróbek, już teraz drogi jak pieron, a ukończony dopiero w połowie, otwarty już dwukrotnie, otwarcie trzecie w przyszłości), stadion Cracovii (to nic, że z niewykupioną działką tuż przed wejściem, krowy będą się miały gdzie paść), podziemia Rynku (w których dzień po otwarciu nic nie działało, a i teraz trzeba się spieszyć ze zwiedzaniem, bo ptaszki ćwierkają, że niedługo może tam niewiele zostać ze względu na skopaną izolację), fontanna na Rynku (podświetlony pleksiglas posklejany butaprenem), ulica Długa (zwana obecnie Aleją Słupów albo Aleją Wykolejeń), linia tramwajowa pod KSW (detal, że Kampus UJ się nie może doprosić o linię tramwajową od kilku lat, a w nie tak wielkim oddaleniu od KSW przebiega inna linia tramwajowa - wszak profesor Majchrowski jest jednym ze współzałożycieli KSW, więc im się należy. A przepraszam, Krakowską Akademią się to cudo teraz zwie. Ha, ciekawa analogia ze stadionami - obecny prezydent miasta kibicuje Cracovii i lubi sobie czasem zaśpiewać, że "nigdy nie zejdzie na psy"; stadion Cracovii zbudowany w rok, inwestycja po drugiej stronie Błoń ciągnie się i ciągnie i końca nie widać.).
A jeśli się nie oddaje, to się zaczyna budować - dzisiaj właśnie profesor uczestniczył w jakichś uroczystościach związanych z otwarciem vel rozpoczęciem kolejnego etapu budowy Centrum Kongresowego.
Jeśli do tego dodać kilka innych rzeczy, obraz prezydentury Majchrowskiego staje się naprawdę tragiczny. Paraliż komunikacyjny z 2007 roku, za który - jak mi się zdaje - do dzisiaj nikt nie poniósł konsekwencji. Koszmarne zaniedbania infrastruktury przeciwpowodziowej (prezydencie, może zamiast stawiać sobie po jednej tabliczce na każdy koniec kładki Bernatka, które informują, że był pan tam podczas otwarcia, warto postawić jedną tabliczkę na Bieżanowie informującą, że kiedy rzeczka Serafa wylewała sześciokrotnie podczas pańskiej kadencji, pana tam nie było?). Masakryczne późnienia przy przebudowie Ronda Ofiar Katynia. Kraków zadłużony na 2 mld zł, bardzo niska skuteczność przy pozyskiwaniu funduszy unijnych oraz ogromna hojność w stosunku do wykonawców (ot, chociażby stadion Wisły encore un fois). O takich prozaicznych sprawach jak korki w całym mieście, coraz bardziej powolnym MPK czy obskurnych budach na rynku, coraz częściej woniejących spalonym bekonem i karkówką, nie chce już mi się pisać.
O rany, zebrało się tego trochę. Naprawdę, naprawdę żywię ogromną nadzieję, że Majchrowski nie wygra wyborów prezydenckich.
dlaczego co śpiewałem się nie nagrało?
No, to się wreszcie zebrałem. Co prawda mój poprzedni blog obchodzi już okrągłą szóstą rocznicę erygowania, ale jakoś tak głupio publikować w miejscu, gdzie dostępne są wypociny sprzed lat, kiedy człowiek był młody i głupi. Teraz jest młody i mądry, więc trzeba od nowa.
Miała tu być długa notka o tym, dlaczego się wypowiadam w takiej formie i co Majchrowski ma z tym wspólnego, doszedłem jednak do wniosku, że bez ustanku jeżdżę po nim na FB, a przecież nie chcę potencjalnych czytelników odstraszać. Czytaj: postaram się zachęcić szersze grono i wtedy go zbluzgam.
Na razie, na początek - przeraźliwie smutny gepard z ul. gen. Fieldorfa-Nila. Nie wiem, czy znajdzie się do tego lepszy komentarz niż środkowa, smutna część lemurka w wykonaniu Jacka Pałasińskiego :)
Miała tu być długa notka o tym, dlaczego się wypowiadam w takiej formie i co Majchrowski ma z tym wspólnego, doszedłem jednak do wniosku, że bez ustanku jeżdżę po nim na FB, a przecież nie chcę potencjalnych czytelników odstraszać. Czytaj: postaram się zachęcić szersze grono i wtedy go zbluzgam.
Na razie, na początek - przeraźliwie smutny gepard z ul. gen. Fieldorfa-Nila. Nie wiem, czy znajdzie się do tego lepszy komentarz niż środkowa, smutna część lemurka w wykonaniu Jacka Pałasińskiego :)
![]() | |
Gepard popadł w depresję i nawet sercowaty nos nie pomaga. |
Subskrybuj:
Posty (Atom)