środa, 4 maja 2011

bieganie z przygodami

Dwusetka pękła. W ciekawych okolicznościach, nie powiem.

Biegałem sobie z Radkiem - spokojne, wolniuteńkie wybieganie. Drobimy, człapiemy, zawracamy na jednym końcu trasy, na drugim, dzielnie bieżymy. Zasuwamy - a na chodniku na wznak leży facet. Podbiegamy, jakiś facet - jak się później okazało, strażak - staje autem w pobliżu, tez się sytuacją interesuje. Koleś pijany jak student w korowodzie, nieprzytomny, na nic nie reaguje. No to dzwonienie po służbach (jedna przekierowuje do drugiej, druga do trzeciej), oczekiwanie na stosowną interwencję. W końcu przyjeżdża straż miejska, która - po jakiejś pół godzinie wzywa jednak ambulans. Ciekawe, czy mieli kontakt do tego samego dyspozytora, który Radka zapytał o to, w czym mogą pomóc, czy jeszcze mają może wódki przywieźć?

Nawiasem, cała sytuacja trochę mi przypomniała rozmowę moją z Młodym sprzed jakiegoś czasu. Na ścieżce, którą biegam, jest taki fragment, przy którym krzaki rosną w tak niefortunny sposób, że ich cień pada na całą szerokość chodnika na pewnym odcinku. W związku z moją kurzą ślepotą, zawsze biegnę tam na pamięć (mając nadzieję, że od poprzedniego biegania żadna płyta się nie obluzowała), ale parę razy zdarzyło mi się powiedzieć, że jakby kto tam leżał, to bym przebiegł po nim i nawet nie widział. Młody mi odrzekł: no, ja wczoraj prawie przebiegłem. O czasy, o obyczaje! 

Tak czy owak, summa summarum, alkapone dolczewita, statsy z dzisiaj to: 12 km, 1:07:23, 10.69 km/h, tętno średnie 156 BPM, tętno maksymalne - 181 BPM. No i powoli rosnący kilometraż - w sumie 208,2.

Jutro, zdaje się, dopiero rozstrzygnę dylemat, czy jeszcze pobiegać w tygodniu, czy dać sobie siana do weekendu. Porządnie mi dały w kość te trzy dni pod rząd, ale jakby tak jeszcze jutro coś pofrunąć? Kusi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz