wtorek, 24 maja 2011

wieczorny natłok myśli.

I znów! Krok za krokiem, kilometr za kilometrem.

I tak, ostatnie bieganko w piątek. Niezbyt długie, nie chciałem się przed sobotnim koszem, koncertem i imprezą u Madzi wyprztykać z argumentów wytrzymałościowych, ale - jak na mnie - w miarę mocne. 4 kilosy, 19:37, 12.23 km/h, średnie tętno - 154, maksymalne - 173. No dobra, może nie w miarę mocne, ale bardzo przyjemne. Poczułem wiatr we włosach, to się liczy ;)

Potem sobota. Mecz, podczas którego dałem z siebie wszystko, impreza podczas której dałem z siebie to, czego nie dałem na meczu, i impreza podczas której jakoś tak już powoli dogorywałem i odpływałem w stronę odmiennych stanów świadomości. No, a na koncercie odkrycie roku - zespół, od którego wszyscy (na czele ze Śrutwą i ze mną) stali się już ekspertami, który swoim występem chyba nawet Kult przyćmił - Jelonek!


Niedziela - odpoczynek, jak Pan Bóg przykazał.

Poniedziałek - znów bieganko. Taką jakąś potrzebę odczuwałem, żeby ciut dłużej potruchtać. I udało się - 12 kilometrów, pełnych różnych dziwnych przemyśleń i obserwacji. Dużo zwierzaków, zwłaszcza psów i kotów. Dwa jeże i jeden chyba lis (kotojeleń?). Jedna para, która - gdy ją czwarty raz minąłem - zaczęła mi kibicować i grupka dresów, po minięciu której się zarumieniłem. Głównie dlatego, że jeden z dresów mruknął do drugiego "niezłe tempo" - ha, pewnie faktycznie było imponujące, szkoda tylko, że spowodowane samą obecnością dresów i ograniczone do krótkiego odcinka. Do tego trochę przemyśleń natury egzystencjalnej (wieczorne bieganie po osiedlu sprzyja refleksjom) i technicznej (jednak Jacek Gardener miał rację - muszę kupić buty siateczkowane, myślałem, że dzisiaj mi się stopy zagotują). Dystans - 12 km, czas raczej spacerowy - 1:04.54, 11.09 km/h, chociaż z miłym i mocnym akcentem na końcu; średnie tętno - 158, maksymalne - 178.

Przy okazji poszedł kolejny landmark - pękła dzisiaj majowa setka (111,6 km), czekam aż pęknie roczna trzysetka (293,4 km). Już w środę? :)

Aaaa, no i poza niedzielnym Interrunem, znalazłem nowy cel: Półmaraton Jurajski. Ciężka trasa, zdaje się - górzysta. Zobaczymy, co to się z tego wykluje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz